Co mamy na talerzu?

12/15/2011

Zakładając tego bloga wcale nie miałam zamiaru nikogo nawracać, pouczać, narzekać, nic z tych rzeczy. Powoli jednak nie mogę usiedzieć cicho, obserwując, dokąd zmierza nasze odżywianie. Jestem wegetarianką, bo jestem, właściwie z przypadku. Dopiero potem odkryłam ogromne tego zalety. Wcale jednak nie o wegetarianizm chodzi, lecz generalnie o odżywianie, a właściwie o produkcję naszej żywności. Coraz więcej specjalistów bije na alarm, że nasze jedzenie nam szkodzi, że substancje dodawane do żywności są szkodliwe, prowadzą do otyłości, alergii it.d. Aspektów i problemów jest tyle, że na osobnego bloga starczyłoby. Czasami już nie chcę tego słuchać, nie chcę się nad tym zastanawiać, nie chcę wiedzieć. Przytłacza mnie niemoc, nie chce mi się czytać kolejnej etykiety ze składem w supermarkecie, napisanej czcionką o nieczytelnej wielkości 3 pt. Waham się pomiędzy niemocą a wściekłością. Może przesadzam...
Wczoraj przypadkiem natknęłam się na program na 3sat dotyczący tego zagadnienia i moja złość znów się odezwała. Z jednaj strony naukowcy twierdzą, iż nasze odżywianie ma ogromny wpływ na nasze życie, nawet na nasze myślenie i zachowanie. Międzyinnymi przeprowadzono eksperyment w więzieniu, który pokazał, że przez odpowiednie, zdrowie odżywnianie agresywne zachowanie wśród więźnów spadło o ponad 30 %. Również osoby pracujące z osobami psychicznie chorymi potwierdziły pozytywny wpływ zdrowego żywienia na stan pacjentów. Wiele innych pozytywnych aspektów poruszono, ale niestety o wiele bardziej przytłoczyła mnie część dotycząca produkcji zwierząt. Nie było to dla mnie nic nowego, wiem od dawna, że kury siedzą w ciasnocie, że kurczaki sortowane są na taśmie produkcyjnej, jak plastikowe zabawki. Te, które nie odpowiadają normie wyrzucane są na śmietnik (podobno usypiane są w humanitarny sposób). A jednak byłam tym przytłoczona. W Ameryce produkuje się mięso z klonowanych zwierząt, handluje się takimi idealnymi zwierzętami za ogromne pieniądze na giełdzie, ich embrionami w internecie. Zapewnienia, że takiego mięsa w Europie nie ma i nie będzie absolutnie mnie nie przekonały. W Agrentynie bowiem, również takie mięso jest w handlu, a wiadomo, Europa je importuje. Z produktami pochodznie roślinnego niestety też nie jest lepiej. Dla producentów żywności najważniejszy jest zysk. A my, cóż, nie mamy za bardzo wyboru. Napiszcie, jak Wy to widzicie, czy jest to Wam obojętne, czy też was czasami złość ogarnia?

© Mariola Streim

You Might Also Like

2 Komentarzy

  1. Mnie nie ogarnia złość, bo mam wystarczająco rzeczy, z powodu których mogłabym się złościć, więc nie chcę tracić resztek energii na walkę z wiatrakami. Aczkolwiek wcale nie sprawia to, że jestem szczęśliwa. Staram się żywić w miarę zdrowo, ale nie zmieni się, że biedny kurczak, którego czasem mam na talerzu, niegodnie cierpiał. To smutne, ale nie widzę wyjścia, jak to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale Cię rozumiem, ale kurczak, to tylko przykład. Warzywa i zboża nie cierpią, ale ich masowa produkcja niszczy nasze zdrowie i środowisko, niestety :-( Myślę, że temat nadaje się na cykl artykułów, pytanie tylko, czy kogoś to interesuje. Spotkałam się z opinią, że to tylko grymasy ludzi zamożnych, inni głodują, a my wybrzydzamy. No cóż, temat złożony, bo poprzez uprzawy monokultur wszyscy ucierpimy, biedni i bogaci.

    OdpowiedzUsuń